piątek, 27 września 2013

{01.} but all my tears have been used up


Była pijana, mimo to, nie zaprotestowała, gdy ktoś - kto? - dolał do jej literatki następną, niemałą porcję wódki. Automatycznie nalała sobie Sprite'a, a blondynka siedząca po jej prawej stronie wrzuciła do jej szklanki kilka kostek lodu i plasterek cytryny. Piła dalej. Piła, chociaż głosy innych dochodziły do niej jakby za wodnej ściany. Piła, choć pokój zaczął wirować jej przed oczami. Piła, bo dzięki temu wspomnienia bladły i kurczyły się do mikroskopijnych rozmiarów.
Musiała do łazienki, teraz, natychmiast.
Ale nie czuła się na siłach.
Przez chwilę rozważała ściągnięcie butów i powędrowanie do łazienki na boso, ale szybko odrzuciła tą myśl od siebie. Nie da po sobie poznać, że jest aż tak pijana.
Jeszcze przez parę minut posiedziała przy stole, miarowo oddychając. Potem ostrożnie odsunęła stołek i jak najroztropniej ruszyła w kierunku swojego wybawienia. Kręciło jej się w głowie i z trudem mogła skupić się na stawianiu kroków, mimo to, udało jej się dojść do łazienki w jednym kawałku i to bez żadnych wiraży, czy kolizji.
Poczuła wielką ulgą, z powrotem mogła normalnie oddychać.
Gdy wychodziła z łazienki, wpadła na Daniela, swojego najlepsze przyjaciela, jeszcze z czasów piaskownicy. Uśmiechnęła się do niego szybko, ale on nie odpowiedział. Patrzył się tylko na nią tymi swoimi bursztynowymi oczami, niemalże przeszywał ją spojrzeniem na wylot. Też nie był trzeźwy, zauważyła to niemal od razu. Oczy błyszczały mu jak latarki, a soczyste rumieńce zdobiły jego zazwyczaj blade policzki. Jego wzrok nie dawał jej spokoju, było w nim coś drapieżnego, niebezpiecznego.
Przez chwilę widziała w nim Sebastiana.
- Co jest? - Zapytała cicho, przestraszona i zmieszana jednocześnie.
Daniel nie odpowiedział. Zamiast tego, przysunął się do niej tak blisko, że Karina musiała oprzeć się o drzwi, by nie stykać się swoim ciałem z ciałem Daniela. Klamka niewygodnie wbijała się w jej plecy.
Dziewczyna była coraz bardziej skonsternowana.
Wtedy Daniel wykonał nagły ruch, a jego usta mocno wbiły się w usta Kariny. Szymańska była zaskoczona, ale gdy pierwszy szok minął, oddała pocałunek, bo czyjaś bliskość była wszystkim, czego dzisiejszego wieczoru potrzebowała.
Nie obchodziło ją, że Daniel to jej przyjaciel, że traktuje go niemal jak brata.
Chciała jedynie czuć, że komuś może jeszcze na niej zależeć, że nie jest skończoną kretynką, na którą każdy się wypina.
Dlatego nie zaprotestowała, gdy chłopak pociągnął ją w stronę czyjejś sypialni.
*****
- Michi, widziałeś gdzieś moje szkice?
Karina powiodła wzrokiem po ich zabałaganionej sypialni, dostrzegając pudełko po pizzy, kawałek czegoś, co wyglądało jak te samoloty, którymi Michael ciągle się bawi, oraz tłuczek do ziemniaków. Jednakże szkiców jak nie było, tak nie ma. Zaglądnęła jeszcze pod łóżko, ale oprócz skarpetek nie do pary i kilku kłębków kurzu, nie znajdowało się tam nic, co chociażby z kształtu przypominałoby niebieską teczkę w pingwiny.
- Tego szukałaś? - Htayböck stanął obok niej, uśmiechając się uroczo. W ręce trzymał przedmiot Karinowych poszukiwań.
Ruda uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Wziąwszy teczkę z jego ręki, pocałowała go w policzek.
- Musimy tu wreszcie posprzątać. - Mruknęła.
Chłopak skrzywił się, kopiąc stopą w pompkę do roweru, leżącą obok komody.
Nie żeby w ogóle mieli rower, który mogliby tą pompką pompować.
Ale w tym mieszkaniu nic jej już nie dziwiło. Położenie najróżniejszych rzeczy było nie do odgadnięcia. Ani ona, ani Michael nie palili się do porządków, także ich gniazdko wyglądało jak po przejściu huraganu.
- Kiedyś trzeba.
- Uśmiechnij się. - Szymańska trącnęła blondyna łokciem, po czym, śmiejąc się głośno, przeszła do kuchni, gdzie już czekały na nią jej ulubione tosty z serem oraz biała kawa przyrządzona przez Hayböcka.
Może i chłopak gotować nie umiał, ale tosty robił obłędne.
- Więc co dzisiaj będziesz robić? - Zapytała, gdy jej kochany blondyn usiadł obok niej.
Skoczek wzruszył ramionami.
- Trening, a potem mam pomóc Kraftowi znaleźć prezent dla jego siostrzenicy. A ty, o której dzisiaj wrócisz?
- Pewnie wieczorem. Urwanie głowy teraz z tą reklamą, ale sama tego chciałam, czyż nie?
- Jestem z ciebie naprawdę dumny. - Michi złapał jej dłoń. - Kto by pomyślał, że asystentka od robienia kawy i podaj-przynieś może być główną koordynatorką takiego przedsięwzięcia.
- No ja wiem. - Dziewczyna była podekscytowany. Dopiero, co ukończyła jedną z innsbruckim uczelni, a już stała na czele grupy, która przygotowywała sporą kampanię na rzecz walki z AIDS. Przynajmniej jedna rzecz w jej życiu nie skończy się totalną porażką. Oby!
Jedno wiedziała na pewno: przyjazd tutaj był doskonałym pomysłem, w Polsce jej życie wyglądałoby całkiem inaczej. Zresztą w ojczystym kraju nie mogłaby być tak szczęśliwa, jak w Innsbrucku, przy Michaelu. Kiedy była z nim, czuła się, jakby wszystko, o czym kiedykolwiek marzyła było na wyciągnięcie ręki. Ponadto wspólne życie z nim, uskrzydlało ją, przepełniało szczęściem i wprowadzało spokój do jej pokręconego życiorysu.
Przy nim, po prostu, wszystko było łatwiejsze.
- Muszę lecieć. - Karina w pośpiechu dopiła kawę i wsadziwszy kubek do zlewu, pozbierała potrzebne materiały oraz znalazła swoją torebkę. Szybko narzuciła na siebie wełniany sweterek i zanim wyszła z domu, ucałowała Michaela w usta.
Zdecydowanie Hayböck był kimś, przy kim mogłaby się zestarzeć.
Gdyby to jeszcze było takie proste...
*****
Było już grubo po dwudziestej pierwszej, gdy Karina wysiadała na pobliskim przystanku. W autobusie sprawdziła komórkę: kilka nieodebranych połączeń od Michaela i masa smsów. Dziewczyna zmarszczyła nos - coś musiało być nie tak, inaczej Michi nie dobijałby się do niej tak, jak ci wredni domokrążcy, którzy niemalże co tydzień próbują wcisnąć im mniej lub bardziej potrzebne sprzęty AGD i RTV.
Miała złe przeczucie, a instynkt rzadko kiedy ją mylił.
Tupocząc obcasami, przemierzyła schody. Diabeł jeden podkusił ich, by kupili mieszkanie na przedostatnim piętrze. Ale Karina tak bardzo uwielbiała kolorowe kamienice zgodnie stojące w szeregu, więc po prostu musiała tutaj zamieszkać. Michael nie robił jej ku temu przeszkód, był za bardzo zachwycony perspektywą wspólnego mieszkania, by zaprzątać sobie głowę takimi przyziemnymi sprawami jak zadyszka po wędrówce po stromych schodkach. Zresztą był sportowcem, forma się go trzymała. Karina w duchu przysięgła sobie, że w końcu się zmotywuje i zacznie biegać razem z chłopakiem.
- Kochanie, wróciłam! - W przedpokoju ruda zrzuciła niewygodne buty i położyła torebkę na szafce, notując w pamięci sprawy, które musiała zawrzeć w mailu do stacji telewizyjnej, która skłonna była współpracować z jej firmą.
Nagle coś ją uderzyło. Cisza. Nienaturalna cisza niosąca się po całym mieszkaniu. To było niepodobne do Hayböcka, skoczek zawsze, gdy był sam słuchał na full radia, albo oglądał 'Dwóch i pół'. Nie znosił ciszy, wręcz jej nienawidził.
- Michi?
Zastała go przygarbionego na kanapie w salonie. Siedział taki jakiś bez życia, ze wzrokiem utkwionym w przeciwległej ścianie. Nawet na nią nie spojrzał, zupełnie jakby jej nie zauważył. Jedynie jego kurczowo zaciśnięte dłonie zdradzały zdenerwowanie, jak nie złość.
Zaczęła się bać. Widok takiego Michaela był dla niej jak nóż boleśnie rozkrawający jej serce. Jeszcze nigdy nie widziała go takiego rozczarowanego i zawiedzionego, nigdy nie miał tak nieszczęśliwej miny jak teraz.
Właściwie 'nieszczęśliwa' to zupełnie złe określenie. Bez życia, pusta, obojętna.
Co się działo?
Dziewczyna niepewnie usiadła obok Hayböcka.
- Skarbie, czy coś się stało? - Zapytała zdenerwowana.
Wtedy blondyn odwrócił twarz i ich spojrzenia się spotkały. Było to dla Kariny jak wymierzony policzek - oczy Michaela wręcz płonęły. Furia, złość, niedowierzanie, wyrzut, rozpacz - szereg emocji odbijało się w jego pięknych, brązowych tęczówkach i Karina była pewna, że on wie.
Ale skąd?
Dziewczyna wstrzymała oddech, dzielnie wytrzymując jego spojrzenie.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Wydusił tak żałosnym głosikiem, że rudą wstrząsnęła troska. Chciała go przytulić i głaskać jego blond włosy, póki nie wyparuje z niego gniew.
Ale wiedziała, że to, co teraz nastąpi, nie będzie takie łatwe.
Przygotowywała się na długą noc.
- Co? - Zapytała, by zyskać na czasie. Nie miała pojęcia, co mu powiedzieć, jak go przeprosić. Nienawidziła siebie za swoje tchórzostwo, za to, co mu zrobiła.
Ale kochała go, kochała go mocniej niż kogokolwiek na tym świecie.
Hayböck uśmiechnął się gorzko.
- Oszukiwałaś mnie przez te dwa lata. Jak mogłaś?
Wstał z kanapy i zaczął chodzić po salonie. Ciągle kręcił z niedowierzaniem głową i unikał wzroku Kariny jakby jej się brzydził.
Nie dziwiła się mu, sama do siebie czuła odrazę. Każdego dnia, w każdej minucie.
- Bałam się. - Wyjąkała, spuszczając wzrok na swoje dłonie.
Czuła się jakby stąpała po bardzo kruchej powierzchni. Jeden zły ruch, jeden cięższy krok i wszystko, co zdążyła wybudować z Michaelem przez te miesiące, zamieni się w kupkę gruzu, w nic nie znaczące samotne, połamane cegły. Zostanie tylko kurz i ruina, znak, że wcześniej coś było, ale zniknęło. Zniknęło bezpowrotnie.
- Kocham cię. - Próbowała walczyć z napływającymi łzami, ale była za bardzo wytrącona z równowagi, by móc wygrać z ogarniającymi ją odruchami.
Już tyle czasu minęło, odkąd ostatni raz płakała.
Cztery lata. To było cztery lata temu. W drżących palcach trzymała wtedy test ciążowy i czekała na wyrok. Dwie kreski. Dwie, czarne kreski, przesądzające o jej życiu. Jeszcze nigdy nie była tak przerażona jak tamtego dnia.
- Karina, nie rozumiesz, że nie o miłość teraz chodzi? Jak ja mam ci teraz zaufać? Jak, skoro pominęłaś tak ważną rzecz? Dlaczego?
Przełknęła łzy i podniosła na niego wzrok. Zatrzymał się i pilnie obserwował jej twarz. Miała ochotę uciec spojrzeniem, ale wiedziała, że nie może. Teraz będzie szczera. Teraz wszystko mu powie.
- To nie było takie łatwe. - Wyłkała, kuląc ramiona. Po chwili jednak wyprostowała się i cicho odchrząknęła, by nadać swojemu głosowi poważniejszy wydźwięk. - Na początku naszej znajomości było na taką rozmowę za wcześnie, a potem... potem się w tobie zakochałam i bałam się, że mnie przez to odepchniesz, że nie będziesz mnie chciał.
- Karina... - Michael, jakby zmiękł. Jego spojrzenie stało się nieco czulsze, ogień powoli się uspokajał. Klęknął obok niej i schował jej dłonie w swoich. - Nigdy nie mógłbym cię odepchnąć. Za bardzo cię kocham, wiesz o tym.
- Przepraszam. - Wyszeptała ze łzami w oczach. - Przepraszam.
Blondyn pokręcił głową i  wstał. Nerwowo zaczął wyłamywać sobie palce. Gniew wracał, Karina domyśliła się, że Michael znowu przypomniało sobie o meritum całej sprawy,  znowu uświadomił sobie, jakie ona mu wywinęła świństwo.
- Masz dziecko... - Stwierdził wypranym z uczuć głosem i powrócił do przechadzania się po pokoju. - W Polsce. I nie widziałaś go od trzech lat.
- Skąd ty to...?
Kolejny gorzki uśmiech Hayböcka, raniący jej serce. Ale przecież na to zasłużyła. Zasłużyła na gorsze rzeczy.
- Był tutaj ten... ojciec tego twojego dziecka.
Karina zamarła. Daniel był w Austrii, wiedział, gdzie mieszka (skąd?), w każdej chwili mogła wpaść na niego na mieście, zobaczyć wyrzut w jego oczach, zdradę.
Jej strach przybierał monstrualne rozmiary.
- Dużo nie mówił. Więc... Jak było z twoją ciążą?
Milczała, bo nie umiała ubrać tego wszystkiego w słowa. Za wszelką cenę starała się wyprzeć ten koszmarny okres życia z pamięci, ale on wrócił teraz z wielkim hukiem i echem odbił się na wszystkim, na czym jej teraz najbardziej zależało. Reperkusje będą ogromne, czuła to.
- Kari. - Ponaglił ją Michi.
Dziewczyna tylko pokręciła głową i zaczęła zdrapywać z paznokci miętowy lakier. Głos uwięzł jej w gardle, niemal dławiła się łzami. Nie była gotowa. Nie teraz, nie w tej chwili. Za dużo emocji, za dużo gniewu i zaskoczenia.
- Jak chcesz. - Mruknął i wyszedł z salonu. Po chwili do Kariny doszedł głośny trzask zamykanych drzwi.
Wszystko zaczęło się walić.
*****

Haböck po raz w drugi, zainspirowane Another Love Toma Odella, w znienawidzonej trzecioosobowej narracji, coś co miało być jednopartem, ale niespodziewanie się rozrosło, więc musiałam podzielić to na kilka części.
Generalnie coś, z czego byłam dumna, póki nie przeczytałam tego z dystansem. I już nie jestem dumna, wstyd to publikować no ale trudno. Może ktoś przeczyta :)
xoxo

rozdziały co dwa tygodnie tak by the way :)


EDIT: zasadnicza akcja dzieje się kilka lat w przód.