piątek, 25 października 2013

{03.} and if somebody hurts you, i wanna fight


Nie mogła uwierzyć, że po tych wszystkich latach i próbach zapomnienia, teraz Daniel siedział naprzeciwko niej w jednej z innsbruckich kawiarni. Wyglądał tak samo jak w liceum, ale jakże inaczej. Jego włosy koloru  pszenicy i uroczy dołeczek w prawym policzku były takie jakie pamiętała je Karina, za to rysy jego twarzy zmężniały, Daniel był też bardziej umięśniony i poruszał się w sposób, mówiący o tym, że już wiele w życiu przeszedł. Beztroski nastolatek już dawno znikł pod stertą pieluch i dziecięcych śpioszków, w jego miejscu wyrósł dojrzały i poważny mężczyzna martwiący się przede wszystkim o swoje dziecko.
Karina wiedziała, że w lepszych rękach nie mogła zostawić córki.
Męcząca cisza, jaka zaległa po niezręcznym powitaniu i zamówieniu kawy, towarzyszyła im przez dobre dziesięć minut. Szymańska nie wiedziała, gdzie podziać wzrok - bursztynowe, pełne wyrzutu oczy Daniela peszyły ją - dlatego wbiła spojrzenie w delikatną, porcelanową filiżankę, do połowy zapełnioną stygnącą kawą.
Nie miała ochoty tutaj być, ale obiecała Michaelowi, że porozmawia z Danielem.
- Nie spytasz nawet, co u Oliwii?
Dziewczyna podniosła wzrok na blondyna. Chłopak niewidzącym spojrzeniem błądził po jeszcze pustej o tej porze, klimatycznie urządzonej kawiarni.
- Wiem, że ma się dobrze. - Odpowiedziała niepewnie. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że bycie tutaj z nim jest dla niej jak pierwsza jazdach na łyżwach. - Jesteś dobrym tatą.
- Ale Oliwka potrzebuje też mamy.
Zagryzła wargę, powalona mentalnym ciosem Daniela. Wyrzuty sumienia nasilone od kilku dni, stawały się jeszcze większe tak, że jej serce powoli zaczynało być za małe, by je w całości pomieścić.
Owszem, żałowała, że porzuciła córeczkę, nigdy nie pogodziła się z tą myślą. I tak bardzo nienawidziła siebie za swój strach, tchórzostwo, egoizm. Ale miała tylko dziewiętnaście lat, cała ta sytuacja najzwyczajniej na świecie ją przerosła. Teraz postąpiłaby całkiem inaczej.
- Nie umiałam być dla niej mamą, zrozum to. - Przymknęła oczy, walcząc z narastającym bólem. Ta rozmowa była dla nie trudna, cały ten powrót do przeszłości był cholernie niewyobrażalnie trudny. Gdyby nie Michael, nie poradziłaby sobie z tym wszystkim. Dziękowała Bogu, że Hayböck był przy niej, chociaż na to nie zasłużyła.
Znowu cisza przejęła prym. Karina nerwowo zaczęła obdzierać z paznokci czerwony lakier, a Daniel zamówił drugą kawą. Oboje nie wiedzieli, jaki jest sens ich spotkania, bo może byłoby lepiej, gdyby nic nie zmieniali, gdyby życie jakim żyli wciąż było takie samo jak przedtem, może tak byłoby najlepiej i najbezpieczniej?
Ale Oliwka na pewno kiedyś, jak nie już, będzie chciała poznać prawdę o swojej mamie, Daniel będzie musiał jej wtedy coś powiedzieć. Karina zdawała sobie sprawę z tego, że Witkowski po prostu szuka u niej odpowiedzi.
Jej córka nie mogłaby trafić na lepszego ojca.
Czy mogę nazywać ją swoją córką?
- Jak mnie znalazłeś? - Szymańska spojrzała na obojętną twarz Daniela. Jeśli chłopak kiedykolwiek ją kochał, już dawno wyrzucił z siebie to uczucie.
Blondyn uśmiechnął się gorzko.
- Jak widzisz nie było to łatwe, ale w końcu po trzech latach to mi się udało. Gdzieś w końcu natchnąłem się na artykuł o tobie i tej firmie, w której pracujesz. Potem poszło z górki.
- A nachodzenie w domu bez żadnej wcześniejszego telefonu miało być elementem zaskoczenia?
- Cokolwiek bym nie zrobił, to i tak byłabyś zaskoczona. Pewnie myślałaś, że już na dobre pożegnałaś się z polską cząstką siebie, co?
Nie odpowiedziała.
- Zresztą było miło poznać twojego kochasia, chociaż Michael, tak?, nie wyglądał jakby nasze spotkanie było dla niego przyjemne. Myślisz, że mnie nie polubił? - ciągnął dalej lekko ironicznym i cierpkim tonem.
Karina zacisnęła pięści tak, że paznokcie wbiły się we wnętrze jej dłoni.
- Przestań. - Poprosiła cicho.
- Po prostu nie rozumiem, jak mogłaś sobie z kimś ułożyć życie, nie mówiąc mu całej prawdy o sobie. Czy Oliwia już nic dla ciebie nie znaczy?
Coś w niej zaczynało pękać, jakiś ochronny mur, otaczający jej uczucia. Czuła, że za chwilę poleją się łzy.
- Żałuję, okay? To chciałeś usłyszeć? - Podniosła głos, nie zważając na zainteresowanie ludzi przy sąsiednim stoliku. - Nie dość, że byłam wyrodną matką to jeszcze stchórzyłam i uciekłam. Opuściłam swoje dziecko, dziecko, które na jakiś pokrętny sposób kochałam. - Głos zaczął jej drżeć. - Nigdy się z tym nie pogodziłam, nigdy tego nie zapomniałam. Codziennie wyobrażałam sobie jej pierwsze kroki, wszystkie ważne w jej życiu chwile, z którymi nie mogła się ze mną podzielić. Nienawidzę siebie za to, że sama to sobie zabrałam, że zniszczyłam to wszystko. Zadowolony? Teraz możesz dać mi święty spokój.
Przestała nad sobą panować. Cała roztrzęsiona, zalewała się łzami, ocierając oczy cienkimi serwatkami.
Daniel pokręcił głową z niezrozumieniem.
- Mogłaś wrócić. W każdej chwili. Przyjęlibyśmy cię.
- Nie mogłam. - Odparła cicho, niemalże niedosłyszalnie.
- Zawsze kierowałaś się pieprzoną dumą. - Powiedział kwaśno, po czym, pochyliwszy się w jej stronę, ściszył głos. - Kochałem ciebie wtedy. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie zraniłaś swoją ucieczką.
Spuściła wzrok.
- Nie wiedziałam, nigdy mi tego nie powiedziałeś.
Daniel prychnął, wracając do swojego gorzkiego i ostrego tonu.
- Czy to by cokolwiek zmieniło? Miałaś tego swojego Sebastiana, kochałaś go, chociaż tak bardzo cię skrzywdził.
- Przepraszam pewnie nic nie zmieni.
- Po prostu przyjedź do swojej córki, ciągle pyta o swoją mamusię. - Ostatnie słowo wymówił z nieukrywaną drwiną.
Zraniła go tak głęboko, że wręcz nie umiała sobie wyobrazić jego bólu.
- Nie wiem, czy jestem na tyle silna...
- Po prostu przyjedź... - Tymi słowami ją pożegnał.
Oczami z wciąż pełnymi łez, patrzyła jak odchodzi.
*****

- Hayböck, ogarnij się wreszcie, inaczej serio kupimy Schlierenzaurowi Juniorowi smycz.
- Od razu dokupcie mu psią karmę, najlepiej Pedigree i jakąś ładną kuwetę. - Michael rzucił lekceważące spojrzenie Fettnerowi, po czym wrócił do jakże interesującego zajęcia, jakim było gapienie się w telefon.
Niech ona już zadzwoni.
- Kuweta bardziej podchodzi pod koty, niż pod psie żarcie. - Wtrącił mądrze Kraft.
Michael udał, że tego nie usłyszał.
Jak na dorosłych facetów czasami bywali tacy dziecinni.
- Po co im smycz? - zapytał po chwili, wciąż nie odlepiając oczu od dotykowego ekranu.
- Żeby im nie uciekał. - Wyjaśnił spokojnie Manuel. - Wiesz, małe dzieci mają to do siebie, że wszędzie wlezą. A Schlierenzauer Junior na smyczy będzie grzecznie siedział przy swoich rodzicach.
- On ma dopiero dwa dni. - Nie bez sarkazmu w głosie, przypomniał im Michael.
- Dlatego jesteś naszym mózgiem, wymyśl coś, przez co Gregor nie wyrzuci nas przez okno. Przeczcież wiesz, że nasze pomysły są zawsze...
- Złe?
- Chciałem powiedzieć niepraktyczne lub/i nikt ich nie rozumie.
- No dobrze - Blondyn westchnął cicho, odkładając telefon na szafkę. Na pewno nie zadzwoni tak szybko, znał Karinę i wiedział, że dziewczyna najpierw będzie chciała poukładać sobie wszystko w głowie, a dopiero potem zdobędzie się na dokładną relację. Zawsze musiała być dobrze przygotowana, nie lubiła, gdy niewygodne pytania ją zaskakiwały. -  Kupimy mu jakiś śpioszek ze śmiesznym napisem, do tego jakąś grzechotkę i będzie. Żadnych smyczy, ok?
Wyczuł, że coś było nie tak. Podniósł głowę, zauważając jak Kraft i Fettner wymieniają się dziwnymi spojrzeniami. Na pewno nie myśleli już o prezencie dla nowo narodzonego dziecka Schlierenzauera, właściwie domyślał się, o co im chodzi i nie był z tego zadowolony.
- Co jest? - Zmarszczył czoło, nerwowo drapiąc się po ręce.
Jeszcze jedna wymiana spojrzeń między Fettnerem a Kraftem, a potem kilka sekund ciszy. Michi prychnął pod nosem, oto nadeszła ta część, w której jego koledzy na pięć minut porzucają swoje dziecinne zachowanie, by szczerze i poważnie z nim porozmawiać. Wiedział o czym, wiedział dlaczego. Myślami powędrował do małego, czerwonego pudełeczka, które wczoraj wieczorem im pokazał, a które teraz spokojnie leżało, gdzieś pomiędzy jego ubraniami.
Chciał się oświadczyć Karinie, nosił się z tym pomysłem już od dawna. Ale pierścionek - prostą, srebrną obrączkę z delikatnym brylantowym oczkiem - kupił kilka dni temu, w dniu, w którym do ich mieszkania zapukał Daniel.
Sekret Kariny niczego nie zmienił, Michael nadal kochał swojego rudzielca, chcąc właśnie z nią się ożenić, założyć rodzinę i żyć długo i szczęśliwie. Oczywiście, cała ta sytuacja wszystko pokomplikowała, Hayböck był rozczarowany i zły, nie rozumiał, dlaczego Szymańska nie potrafiła mu na tyle zaufać, by wyjawić tą mało chwalebną część swojej przeszłości. Mimo to, postanowił być przy niej, nie dopuszczając by mur, który między nimi wyrósł, przybrał jeszcze większe rozmiary.
Ale zaręczyny... To musiało chwilowo poczekać.
- Miejmy to za sobą. - Mruknął, wygodniej rozkładając się na wąskim łóżku.
Obaj skoczkowie unikali jego spojrzenia.
- Przecież wiesz, że lubimy Kari i w ogóle... - Zaczął niepewnie Stefan.
- Ale...?
- Zastanów się, czy po tym wszystkim... no wiesz, czy możesz nadal jej ufać.
- Niczego nie rozumiecie... - Uśmiechnął się gorzko, po czym zamknął usta i pokręcił głową. To właśnie teraz Kari go potrzebowała, teraz musiał jej pokazać, że jest przy niej, chociaż że dziewczyna nie umiała mu całkowicie zaufać.
Bo miłość nie polega na poddawaniu się, gdy przychodzi kryzys, miłość polega na tym, by zostać przy sobie nawet, gdy jest trudno.
- Po prostu wiem, że to jest ta jedyna. I że ja jestem dla niej tym jedynym. - Powiedział cicho, po czym zerwał się na nogi, gdyż pomieszczenie napełniły dźwięki "Everlong" Foo Fighters. Dzwoniła Karina.
Chłopak szybko chwycił za telefon i wyszedł na korytarz.
A potem był przy niej, chociaż że dzieliło ich kilkadziesiąt kilometrów.
*****
uffff, źlealecii następną część mam niedokończoną ;___;
nie podoba mi się to :c

coraz bliżej skoki, coraz bliżej skoki... <3
czuję tą atmosferę, włącza mi się faza. końcówko listopada nadchodź!
no i ten tego, do następnego <3


piątek, 11 października 2013

{02.} on another love, another love


Michael nie wrócił na noc do domu.
Karina domyślała się, że przenocował u Krafta albo u Fettnera. Musiał ochłonąć, poukładać sobie w głowie nowe informacje. Rozumiała to.
Ale jednocześnie nie przestawała się o niego martwić.
I bać się. O, jak ona bardzo się bała. O niego, o siebie, o nich. Bała się, że to już koniec, że Michael nie przebaczy jej tych wszystkich kłamstw, ukrywania swojej przeszłości. Nie zniosłaby tego, Hayböck był dla niej wszystkim.
Nie mogła go stracić, po prostu nie mogła.
Rano zadzwoniła do pracy i wzięła dwa dni urlopu. Wykręciła się jakąś paskudną grypą żołądkową; jej głos brzmiał tak słabo, że szef od razu jej uwierzył i kazał jej nie pojawiać się w firmie, póki się nie wyleczy - nie chciał, by pozarażała resztę jego ekipy.
Potem zrobiła sobie śniadanie - tosty z żółtym serem, takie jak prawie, co rano przyrządzał dla niej Michi - ale nie mogła nic w siebie wmusić. Trochę próbowała sprzątać, trochę popracować, nawet zaczęła segregować swoje ubrania. Nic jednak nie przynosiło pożądanego rezultatu - nie ważne jak mocno skupiała się na danej czynności, myśli o Hayböcku, co chwilę do niej wracały i nie dawały jej spokoju.
Fakt, nigdy za wiele nie opowiadała mu o swojej przeszłości. Raz nabąknęła mu o całkiem niezłym dzieciństwie, ale to wszystko. Jej dawne życie było tematem tabu, Michael wiedział, że jeśli nie chce rozgniewać Kariny, nie powinien poruszać tematu Polski.
Ale kiedyś... Raz była bliska wyznania mu prawdy. Zdeterminowana i niesamowicie zdenerwowana czekała na jego powrót, a kiedy wreszcie wrócił z treningu... Był taki szczęśliwy, niemal skakał z radości. Jego forma wciąż rosła, robił olbrzymie postępy, a trener nawet nabąknął coś o stałym wzięciu go do podstawowej kadry w PŚ. Nie mogła wtedy zepsuć jego szczęścia, po prostu nie mogła. Zasłużył na tych kilka chwil euforii.
Teraz wiedział.
Już nie musiała przed nim niczego ukrywać.
Skrzypnęły drzwi. Karina drgnęła, słysząc odgłos kroków dobiegających z przedpokoju. Kilka sekund później Michael zatrzymał się w drzwiach kuchni i oparł się o framugę. Miał zmęczoną twarz i podkrążone oczy. Wyglądał fatalnie. Ale wrócił.
Ruda spuściła wzrok. Skoczek wpatrywał się w nią przez parę minut, po czym podszedł do blatu, z szafki wyciągnął literatkę, napełnił ją wodę mineralną i usiadł przy stole na przeciwko dziewczyny. Literatkę położył przed sobą, ale nawet nie wziął jej do ust.
- Porozmawiajmy. - Poprosił, na co Karina delikatnie skinęła głową.
Powie mu wszystko, zasługuje na prawdę.
Dziewczyna zagryzła wargę, rzucając mu krótkie, niepewne spojrzenie, po czym znowu spuściła wzrok, nerwowo bawiąc się palcami. Powoli zbierała się na odwagę.
- To było na osiemnastce mojej koleżanki - zaczęła cicho drżącym głosem. - Byłam zdruzgotana, bo wieczór wcześniej zerwał ze mną chłopak, Sebastian. Byłam w nim strasznie zakochana, właściwie miałam nadzieję, że to z nim spędzę resztę życia. Ale widocznie nasze plany się różniły. Sebastian zdradzał mnie z koleżanką z klasy, a potem zerwał ze mną jak gdyby nigdy nic szczególnego nas nie łączyło. To było straszne, czułam się jakby cały świat zawalił mi się na głowę. Mimo to, poszłam na tą imprezę i piłam. Za dużo, za zachłannie, ale wiesz, alkohol pomagał.
Uśmiechnęła się bez krzty radości i spojrzała na Michaela. Blondyn obserwował ją w skupieniu, uważnie słuchając każdego jej słowa, próbując zrozumieć zamiary, jakie nią kierowały wtedy i teraz.
Szymańska odchrząknęła i ponowiła opowieść.
- Gdy wychodziłam z toalety natknęłam się na swojego najlepsza przyjaciela, Daniela. Znałam go praktycznie od zawsze, był dla mnie jak brat. Ale wtedy oboje byliśmy pijani, dodatkowo Daniel miał taki dziwny wzrok, taki, jak czasami widywałam u Sebastiana. - Głos zaczął jej się załamywać. - Przespaliśmy się. Po prostu.
- On cię kochał.
Zaskoczona, podniosła wzrok i zmarszczyła czoło. Skoczek nerwowo obejmował palcami literatkę z wodą.
- Kochał cię. Daniel. - Powtórzył cicho. - Tak mi powiedział.
Nie wiedziała tego, Daniel nigdy nie wyznał jej miłości, nigdy nie dał jej żadnego sygnału, znaku. Zawsze był dla niej jak przyjaciel.
Ale teraz to nie było ważne.
- W każdym bądź razie - Głośno przełknęła ślinę. - Miałam osiemnaście lat i zaszłam w ciążę.
Dziewczyna wstała od stołu i podeszła do okna. W pogodniejsze dni można było z niego dostrzec zarys Bergisel. Niestety dzisiaj, jak na złość, było chłodno i pochmurno, trochę tak, jak w głowie Kariny. Ruda zapatrzyła się na uśpione deszczem miasto, przypominając sobie dzień, w którym poznała Michaela. Pogoda była taka jak dziś, może tylko z jakieś pięć stopni chłodniej. Szymańska miała okropny humor. Nie była miła dla Hayböcka, gdy chłopak oblał ją w kawiarni kawą. Właściwie nie była dla niego miła, póki nie pozwoliła sobie na miłość do niego. A broniła się przed tym uczuciem ładnych kilka miesięcy. Michi był wytrwały, cierpliwie czekał na to, aż ona wreszcie się otworzy i dzielnie znosił jej próby odepchnięcia go. Samą swoją obecnością, w ogóle nie znając przyczyny jej wyobcowania, pomógł jej wydostać się z tego gówna, jakim było jej ściśle połączone z przeszłością życie.
Była mu za to wdzięczna, gdyby nie on, jej życie wyglądałoby całkowicie inaczej.
Ruda uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Innsbrucki sen był piękny. A przynajmniej póki nie pojawił się w nim Daniel.
- Jakoś udało mi się skończyć szkołę. Właściwie uczenie się tak przyziemnych przedmiotów jak matma, pomagało mi. Wolałam odrabiać zadania, niż opiekować się dzieckiem... Byłam potworem, wiem, ale nie umiałam patrzeć na dziecko i je kochać. Ona... Oliwia... była taka mała i krucha, nie chciałam zrobić jej krzywdy. Byłam przerażona za każdym razem, gdy musiałam wziąć ją w ramiona. Nie nadawałam się na matkę i wiedziałam, że lepiej będzie jej z Danielem, zwłaszcza, że on świata poza nią nie widział... I pewnego dnia... po prostu uciekłam do Austrii.
W tym momencie załamała się już kompletnie. Łzy ciurkiem spływały po jej bladych policzkach, rzeźbiąc sobie drogę w jej delikatnej skórze. Objęła ramiona rękami, wciąż nie odrywając wzroku od widoku zza okna. Innsbruck był jej miejscem na tym świecie, czuła to za każdym razem, gdy przecinała spokojne uliczki i mijała tych wszystkich życzliwych Tyrolczyków. Tu był jej dom.
Michael stanął za jej plecami. Jego gorący oddech muskał jej kark.
Karina nie umiała powstrzymać łez.
- Myślałam, że dobrze robię, znikając z życia Oliwii. Nie chciałaby takiej matki jak ja. Dlatego wyjechałam z Polski nic nikomu nie mówiąc i próbowałam zapomnieć, wyrzucić to wszystko z pamięci, zacząć nowe życie. Jednocześnie obiecałam sobie, że nigdy się już nie zakocham. Ale wtedy spotkałam ciebie i postanowienie diabli wzięli. - Dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy. - Już wiesz, dlaczego na początku tak cię odpychałam.
Blondyn złapał Szymańską za ramiona, zmuszając ją tym samym do odwrócenia się. Potem chwycił jej dłonie i spojrzał głęboko w jej ciemnozielone, upstrzone złotymi plamkami oczy.
- Kari, przejdziemy przez to, obiecuję. - Wyszeptał w jej włosy, przytuliwszy ją.
Ruda przylgnęła do niego mocno, chowając się w jego ramionach przed bolesnymi wspomnieniami. Rytmiczny tupot Hayböckowego serca zawsze ją uspokajał, koił jej roztrzęsione wnętrze, jego bliskość działała na nią jak balsam na złamane serce. Kiedy Michael był blisko, zawsze na jakiś sposób była szczęśliwa.
Nawet teraz, wśród łez i zrzucanych kłamstw, wśród odwijanych niedopowiedzeń i tajemnic.
- Więc nie chcesz mnie porzucić? - Zapytała niepewnie.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Kocham cię.
- Ale nadal się gniewasz?
- Trochę. - przyznał z kwaśną nutą w głosie. - Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego na tyle mi nie zaufałaś, by powiedzieć całą prawdę.
Nie odpowiedziała, pozwoliła, by cisza zgubiła ich rozmowę.
Stali przytuleni jeszcze przez kilka minut, nie zamieniając ze sobą ani słowa, jakby bojąc się, że kolejne zdania czy gesty na nowo popsują to, co przed chwilą wybudowali. Nie chcieli wrócić do tego stanu, gdzie byli rozdzieleni przeszłością Kariny, gdzie mur tajemnic był za gruby, by pokonać go za pierwszym podejściem. Cieszyli się chwilą, w której znowu tworzyli idealną całość.
- Michi, co teraz z nami będzie? - Karina podniosła głowę, napotykając czuły wzrok chłopaka. Skoczek delikatnie pogładził kciukiem jej policzek.
- Ja pojutrze pojadę na zgrupowanie do Ramsau, a  ty spotkasz się z Danielem. Zostaje w Austrii do czwartku, więc masz czas, by się na to przygotować.
Karina uśmiechnęła się smutno, ponownie chowając się w uścisku Hayböcka.
- Naprawdę cię kocham.
*****

ojej, muszę pohasać do Niemiec, by ugotować mojemu biedaczynie trochę rosołku. rozpaczam nad stópkę Freitaga i smutno mi, że początek PŚ ma z głowy. Ale zdrówko ważniejsze. i IO. będzie dobrze, prawda? :)
a tak poza tym, moim sposobem na jesienną chandrę jest rozwiązywanie maturalnych zadań z matmy. bo, jak to mówią, nie ma miłości, jest matematyka<3

a rozdział zły, no wiem.

trzymajcie się ciepło, miśki! :*