Michael nie wrócił na noc do domu.
Karina domyślała się, że przenocował u Krafta albo u Fettnera. Musiał ochłonąć, poukładać sobie w głowie nowe informacje. Rozumiała to.
Ale jednocześnie nie przestawała się o niego martwić.
I bać się. O, jak ona bardzo się bała. O niego, o siebie, o nich. Bała się, że to już koniec, że Michael nie przebaczy jej tych wszystkich kłamstw, ukrywania swojej przeszłości. Nie zniosłaby tego, Hayböck był dla niej wszystkim.
Nie mogła go stracić, po prostu nie mogła.
Rano zadzwoniła do pracy i wzięła dwa dni urlopu. Wykręciła się jakąś paskudną grypą żołądkową; jej głos brzmiał tak słabo, że szef od razu jej uwierzył i kazał jej nie pojawiać się w firmie, póki się nie wyleczy - nie chciał, by pozarażała resztę jego ekipy.
Potem zrobiła sobie śniadanie - tosty z żółtym serem, takie jak prawie, co rano przyrządzał dla niej Michi - ale nie mogła nic w siebie wmusić. Trochę próbowała sprzątać, trochę popracować, nawet zaczęła segregować swoje ubrania. Nic jednak nie przynosiło pożądanego rezultatu - nie ważne jak mocno skupiała się na danej czynności, myśli o Hayböcku, co chwilę do niej wracały i nie dawały jej spokoju.
Fakt, nigdy za wiele nie opowiadała mu o swojej przeszłości. Raz nabąknęła mu o całkiem niezłym dzieciństwie, ale to wszystko. Jej dawne życie było tematem tabu, Michael wiedział, że jeśli nie chce rozgniewać Kariny, nie powinien poruszać tematu Polski.
Ale kiedyś... Raz była bliska wyznania mu prawdy. Zdeterminowana i niesamowicie zdenerwowana czekała na jego powrót, a kiedy wreszcie wrócił z treningu... Był taki szczęśliwy, niemal skakał z radości. Jego forma wciąż rosła, robił olbrzymie postępy, a trener nawet nabąknął coś o stałym wzięciu go do podstawowej kadry w PŚ. Nie mogła wtedy zepsuć jego szczęścia, po prostu nie mogła. Zasłużył na tych kilka chwil euforii.
Teraz wiedział.
Już nie musiała przed nim niczego ukrywać.
Skrzypnęły drzwi. Karina drgnęła, słysząc odgłos kroków dobiegających z przedpokoju. Kilka sekund później Michael zatrzymał się w drzwiach kuchni i oparł się o framugę. Miał zmęczoną twarz i podkrążone oczy. Wyglądał fatalnie. Ale wrócił.
Ruda spuściła wzrok. Skoczek wpatrywał się w nią przez parę minut, po czym podszedł do blatu, z szafki wyciągnął literatkę, napełnił ją wodę mineralną i usiadł przy stole na przeciwko dziewczyny. Literatkę położył przed sobą, ale nawet nie wziął jej do ust.
- Porozmawiajmy. - Poprosił, na co Karina delikatnie skinęła głową.
Powie mu wszystko, zasługuje na prawdę.
Dziewczyna zagryzła wargę, rzucając mu krótkie, niepewne spojrzenie, po czym znowu spuściła wzrok, nerwowo bawiąc się palcami. Powoli zbierała się na odwagę.
- To było na osiemnastce mojej koleżanki - zaczęła cicho drżącym głosem. - Byłam zdruzgotana, bo wieczór wcześniej zerwał ze mną chłopak, Sebastian. Byłam w nim strasznie zakochana, właściwie miałam nadzieję, że to z nim spędzę resztę życia. Ale widocznie nasze plany się różniły. Sebastian zdradzał mnie z koleżanką z klasy, a potem zerwał ze mną jak gdyby nigdy nic szczególnego nas nie łączyło. To było straszne, czułam się jakby cały świat zawalił mi się na głowę. Mimo to, poszłam na tą imprezę i piłam. Za dużo, za zachłannie, ale wiesz, alkohol pomagał.
Uśmiechnęła się bez krzty radości i spojrzała na Michaela. Blondyn obserwował ją w skupieniu, uważnie słuchając każdego jej słowa, próbując zrozumieć zamiary, jakie nią kierowały wtedy i teraz.
Szymańska odchrząknęła i ponowiła opowieść.
- Gdy wychodziłam z toalety natknęłam się na swojego najlepsza przyjaciela, Daniela. Znałam go praktycznie od zawsze, był dla mnie jak brat. Ale wtedy oboje byliśmy pijani, dodatkowo Daniel miał taki dziwny wzrok, taki, jak czasami widywałam u Sebastiana. - Głos zaczął jej się załamywać. - Przespaliśmy się. Po prostu.
- On cię kochał.
Zaskoczona, podniosła wzrok i zmarszczyła czoło. Skoczek nerwowo obejmował palcami literatkę z wodą.
- Kochał cię. Daniel. - Powtórzył cicho. - Tak mi powiedział.
Nie wiedziała tego, Daniel nigdy nie wyznał jej miłości, nigdy nie dał jej żadnego sygnału, znaku. Zawsze był dla niej jak przyjaciel.
Ale teraz to nie było ważne.
- W każdym bądź razie - Głośno przełknęła ślinę. - Miałam osiemnaście lat i zaszłam w ciążę.
Dziewczyna wstała od stołu i podeszła do okna. W pogodniejsze dni można było z niego dostrzec zarys Bergisel. Niestety dzisiaj, jak na złość, było chłodno i pochmurno, trochę tak, jak w głowie Kariny. Ruda zapatrzyła się na uśpione deszczem miasto, przypominając sobie dzień, w którym poznała Michaela. Pogoda była taka jak dziś, może tylko z jakieś pięć stopni chłodniej. Szymańska miała okropny humor. Nie była miła dla Hayböcka, gdy chłopak oblał ją w kawiarni kawą. Właściwie nie była dla niego miła, póki nie pozwoliła sobie na miłość do niego. A broniła się przed tym uczuciem ładnych kilka miesięcy. Michi był wytrwały, cierpliwie czekał na to, aż ona wreszcie się otworzy i dzielnie znosił jej próby odepchnięcia go. Samą swoją obecnością, w ogóle nie znając przyczyny jej wyobcowania, pomógł jej wydostać się z tego gówna, jakim było jej ściśle połączone z przeszłością życie.
Była mu za to wdzięczna, gdyby nie on, jej życie wyglądałoby całkowicie inaczej.
Ruda uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Innsbrucki sen był piękny. A przynajmniej póki nie pojawił się w nim Daniel.
- Jakoś udało mi się skończyć szkołę. Właściwie uczenie się tak przyziemnych przedmiotów jak matma, pomagało mi. Wolałam odrabiać zadania, niż opiekować się dzieckiem... Byłam potworem, wiem, ale nie umiałam patrzeć na dziecko i je kochać. Ona... Oliwia... była taka mała i krucha, nie chciałam zrobić jej krzywdy. Byłam przerażona za każdym razem, gdy musiałam wziąć ją w ramiona. Nie nadawałam się na matkę i wiedziałam, że lepiej będzie jej z Danielem, zwłaszcza, że on świata poza nią nie widział... I pewnego dnia... po prostu uciekłam do Austrii.
W tym momencie załamała się już kompletnie. Łzy ciurkiem spływały po jej bladych policzkach, rzeźbiąc sobie drogę w jej delikatnej skórze. Objęła ramiona rękami, wciąż nie odrywając wzroku od widoku zza okna. Innsbruck był jej miejscem na tym świecie, czuła to za każdym razem, gdy przecinała spokojne uliczki i mijała tych wszystkich życzliwych Tyrolczyków. Tu był jej dom.
Michael stanął za jej plecami. Jego gorący oddech muskał jej kark.
Karina nie umiała powstrzymać łez.
- Myślałam, że dobrze robię, znikając z życia Oliwii. Nie chciałaby takiej matki jak ja. Dlatego wyjechałam z Polski nic nikomu nie mówiąc i próbowałam zapomnieć, wyrzucić to wszystko z pamięci, zacząć nowe życie. Jednocześnie obiecałam sobie, że nigdy się już nie zakocham. Ale wtedy spotkałam ciebie i postanowienie diabli wzięli. - Dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy. - Już wiesz, dlaczego na początku tak cię odpychałam.
Blondyn złapał Szymańską za ramiona, zmuszając ją tym samym do odwrócenia się. Potem chwycił jej dłonie i spojrzał głęboko w jej ciemnozielone, upstrzone złotymi plamkami oczy.
- Kari, przejdziemy przez to, obiecuję. - Wyszeptał w jej włosy, przytuliwszy ją.
Ruda przylgnęła do niego mocno, chowając się w jego ramionach przed bolesnymi wspomnieniami. Rytmiczny tupot Hayböckowego serca zawsze ją uspokajał, koił jej roztrzęsione wnętrze, jego bliskość działała na nią jak balsam na złamane serce. Kiedy Michael był blisko, zawsze na jakiś sposób była szczęśliwa.
Nawet teraz, wśród łez i zrzucanych kłamstw, wśród odwijanych niedopowiedzeń i tajemnic.
- Więc nie chcesz mnie porzucić? - Zapytała niepewnie.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Kocham cię.
- Ale nadal się gniewasz?
- Trochę. - przyznał z kwaśną nutą w głosie. - Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego na tyle mi nie zaufałaś, by powiedzieć całą prawdę.
Nie odpowiedziała, pozwoliła, by cisza zgubiła ich rozmowę.
Stali przytuleni jeszcze przez kilka minut, nie zamieniając ze sobą ani słowa, jakby bojąc się, że kolejne zdania czy gesty na nowo popsują to, co przed chwilą wybudowali. Nie chcieli wrócić do tego stanu, gdzie byli rozdzieleni przeszłością Kariny, gdzie mur tajemnic był za gruby, by pokonać go za pierwszym podejściem. Cieszyli się chwilą, w której znowu tworzyli idealną całość.
- Michi, co teraz z nami będzie? - Karina podniosła głowę, napotykając czuły wzrok chłopaka. Skoczek delikatnie pogładził kciukiem jej policzek.
- Ja pojutrze pojadę na zgrupowanie do Ramsau, a ty spotkasz się z Danielem. Zostaje w Austrii do czwartku, więc masz czas, by się na to przygotować.
Karina uśmiechnęła się smutno, ponownie chowając się w uścisku Hayböcka.
- Naprawdę cię kocham.
*****
ojej, muszę pohasać do Niemiec, by ugotować mojemu biedaczynie trochę rosołku. rozpaczam nad stópkę Freitaga i smutno mi, że początek PŚ ma z głowy. Ale zdrówko ważniejsze. i IO. będzie dobrze, prawda? :)
a tak poza tym, moim sposobem na jesienną chandrę jest rozwiązywanie maturalnych zadań z matmy. bo, jak to mówią, nie ma miłości, jest matematyka<3
trzymajcie się ciepło, miśki! :*
Taki superowy rozdział, a ta mi tu na końcu z matmą wyjeżdża..
OdpowiedzUsuńNie no, żartuję, wiadomo, w końcu mam matmę rozszerzoną.
Więc Michi jest facet i stanął na wysokości zadania.
Wrócił, nadal kocha i powinno być dobrze.
Ale pewnie nie będzie, co?
Perspektywa spotkania z Danielem nie napawa mnie optymizmem.
Coś tu jest nie tak. Ewidentnie.
Pojawia się taki po kilku latach i strach się bać.
A mimo to się boję.
No ale nic, mykam czytać Twojego jednoparta.
<3
PRZEPRASZAM.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam dzisiaj wszystkich, bo mam zaległości jak stad do wieczności, ale mam tylko jedno słówko wyjaśnienia.
Maturalna.
No.
I przechodzę do rozdziału, a raczej rozdziałów, bo miałam tą przyjemność przeczytać dwa naraz no i ...
wiesz, że się wciągnęłam,że mnie oczarowało, ale nie mogło być inaczej, bo Ty to piszesz ;D
Michael .. czemu ja Cię zawsze pomijałam?
Przecież to taka słodka chłopczyna.
otworzyłąś mi oczy ;D
jestem niesamowicie oczarowana i zachwycona tą historią, trudną przeszłością Kariny, która dopiero teraz wyszła na jaw, która na pewno wszystko skomplikuje, ale czuję,że wcale nie zniszczy Kariny i Michiego związku, ale jedynie go umocni.
Oby.
Także czekam na więcej, kochana <3
Taki dobry on♥ Taki dobry i wspaniały. I może nie rozumie do końca tego wszystkiego, ale stara się zrozumieć i naprawdę, naprawdę ją kocha. Boję się tylko tego spotkania Kariny z Danielem. Tym bardziej, że Michiego nie będzie w domu. A chyba byłabym pewniejsza, Karina byłaby pewniejsza i Michael też by był pewniejszy, gdyby nie musiał obserwować przebiegu spotkania z takiej odległości. A tak w ogóle, co by było, gdyby Karina zapragnęła jednak wychowywać Oliwkę? Michael chyba byłby na tak, co więcej wydaje mi się, że mimo wszystko będzie chciał, żeby Karina nie porzucała swojej córki i nawiązała z nią jakikolwiek kontakt ♥
OdpowiedzUsuń