Karina sztywno siedziała na kanapie, otępiale wpatrując się w drzwi. Daniel jakiś czas temu zniknął gdzieś, wcześniej informujących ich, że musi najpierw porozmawiać z Oliwką. Tak bardzo troszczył się o nią, tak bardzo starał się ją chronić. Kari wiedziała, że nawet gdyby chciała, nie mogłaby mu jej odebrać. Oliwce przy nikim nie będzie tak dobrze, jak przy tacie. Tylko on był w stanie zapewnić jej wszystko, czego potrzebowała.
- Boję się. - mruknęła desperacko dziewczyna, mocno zaciskając pięści. Jej ciało przeszył gwałtowny dreszcz. - Co jeśli mnie nie pokocha? Nie zaakceptuje?
Michael ukląkł naprzeciwko niej i chwycił jej dłonie. Jego dotyk odprężył ją, sprawił, że zaczęły z niej wyparowywać destrukcyjne emocje. Powoli wyrównała oddech, wpatrując się w najpiękniejsze, najbrązowsze oczy na świecie.
Oczy, które patrzyły się na nią, jakby była jedyną osobą na świecie.
Oczy, które tak rzadko ją ganiły, które zawsze byłe pełne miłości i łagodności.
Oczy, które kochała niemalże do bólu.
Oczy jej najwspanialszego Michaela.
- Spokojnie, kochanie. - Hayböck czule musnął ustami grzbiet jej dłoni. - Ona jest jeszcze dzieckiem, w dziecku pełno jest miłości i przebaczenia, ufności i dobroci. A mając takie geny, na pewno jest cudowna.
Karina uśmiechnęła się niepewnie. Tylko Michi umiał ją uspokoić, nikt inny nie znał jej tak dobrze, jak on. Była taką szczęściarą, mając go u swojego boku.
- Jesteśmy. - Drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Daniel. Witkowski trzymał na rękach lekko zdezorientowaną córkę. Wyglądali razem tak idealnie.
Michael wstał i usiadł obok Kariny. Szymańska mocno zagryzła wargę, czekając na dalszy przebieg wydarzeń.
Daniel postawił Oliwkę na ziemi. Dziewczynka podeszła do Kariny i z ciekawością wyciągnęła do niej rączkę. Jej wielkie, zielone oczy były pełne ufności, zdziwienia i zainteresowania. Różowiutkie usta wygięły się w uśmiech.
- Jesteś moją mamusią? - Zapytała cicho, ściskając palce Kari.
Po twarzy Szymańskiej zaczęły spływać łzy. W jej sercu działo się coś niepojętego, jakby ktoś nagle i nieoczekiwanie przytulił jej zamarznięte serce, powoli je ocieplając i topiąc szron, które je pokrywał. Ruda uśmiechnęła się przez łzy, nie mogąc opanować wzruszenia.
- Cześć, skarbie. - Wyszeptała, zaglądając w jej oczy.
W tej chwili nie istniało dla nich nic innego; były w pokoju tylko we dwójkę, poznając się i ukojając swoją tęsknotę. Spotkanie matki i córki, dwóch miłości, które żywo paliły się w ich sercach. Chwila bez przeszłości, chwila, w której liczyła się ich wspólna przyszłość, zaczynająca się tu i teraz. Wczoraj nie miało znaczenia.
Karina przygarnęła do siebie córkę, wtulając twarz w jej loki. Była taka ciepła i niewinna, spragniona matczynej miłości. Taka ufna i bezbronna. Szymańska nie umiała opanować płaczu. Poczucie winy miażdżyło jej serce.
- Przepraszam cię, kochanie. Tak bardzo cię przepraszam. Już nie zniknę, obiecuję. - Szeptała gorączkowo, jedną ręką gładząc jej drobne plecki. - Kocham cię.
Kari wiedziała, że nie będzie łatwo, że trochę minie zanim Oliwka całkowicie się na nią otworzy. Ale była gotowa walczyć o jej miłość. Wreszcie była gotowa.
*****
Rodzice Daniela do odwiedzin Kariny podeszli nieufnie i z dystansem. Pan Witkowski nic nie mówił, jedynie spojrzeniem ciskających błyskawicami bacznie obserwował, jak Szymańska bawi się z córką. A jeśli chciał już coś powiedzieć, powstrzymywał go wzrok Daniela.
Mężczyzna westchnął ciężko. Nie popierał tego, co Daniel zrobił, ale z drugiej strony wiedział, że jego syn to mądry człowiek; robił wszystko z myślą o Oliwce. Widocznie uznał, że poznanie matki to dobry krok w wychowywaniu córki, że Oliwka tylko na tym zyska.
Inaczej na siłę nie ściągałby z powrotem Szymańskiej do swojego życia. Na pewno nie po tym, jak bardzo go skrzywdziła.
Przecież on był w niej zakochany do nieprzytomności. A ona? Szkoda słów.
Dlatego Witkowski Senior nie potrafił przychylnym okiem spojrzeć na Karinę. Patrzenie na cierpienie syna zabiło w nim wszystkie pozytywne emocje, jakie niegdyś żywił do Szymańskiej.
I pomyśleć, że kiedyś widział w niej idealny materiał na synową.
Ale prawdą jest, że ludzi nie da się poznać na sto procent, że zawsze do odkrycia zostaje jakaś część, często zaskakująco zła i samolubna.
Natomiast mama Daniela z fascynacją obserwowała więź powstającą między małą, a Kariną. Oliwka dobrze dogadywała się z Szymańską, uśmiech wręcz nie schodził jej z ust. Zachwyconym wzrokiem wpatrywała się w swoją mamę, radośnie opowiadając jej o swojej ulubionej lalce. Była szczęśliwa, dlatego pani Witkowska nie mogła mieć pretensji do syna. To było dobre posunięcie z jego strony, owszem ryzykowne, ale dobre. Oliwka potrzebowała matki, a Szymańska widocznie do tej roli wreszcie dorosła.
Jednakże kobieta nie obdarzyła pełnym zaufaniem Szymańskiej. Pamiętała, co było ostatnio, jak Karina odpychała swoje dziecko, by koniec końców wyjechać bez żadnych wyjaśnień. Pani Witkowska na jakiś irracjonalny sposób lękała się tego, że i tym razem Karina wyjedzie, znowu zostawiając córkę i nie wracając przez kolejne x lat. Ten cios byłby okrutny dla Oliwki, mała miałaby już za kim tęsknić.
Nie, Daniel na pewno na to nie pozwoli, pomyślała, nie spuszczając wzroku z wnuczki.
Oliwka z ufnością wtulała się w ciało matki.
*****
Gdy Oliwka, zmęczona dniem, zasnęła, nadeszła pora na poważne rozmowy. Karina, Michael i Daniel usiedli przy stole w jadalni i przy herbacie dyskutowali o przyszłości Szymańskiej i córki. Znaczy Karina i Daniel dyskutowali, Michael starał się jak najmniej wtrącać się w ich rozmowę.
Karina była zachwycona córką. Mała nie tylko była śliczna, ale również otwarta, bystra i pełna czułości. Od razu zaakceptowała Karinę, robiąc w swoim sercu miejsce dla niej. Szybko nawiązały więź, która z czasem może przekształcić się w naprawdę dobrą relację.
Ruda cieszyła się, że zrobiła ten krok i odważyła się tutaj przyjechać. Już nie umiała wyobrazić sobie życia bez Oliwki.
- Myślę, że uda mi się przyjeżdżać raz na miesiąc. - Dziewczyna objęła dłońmi filiżankę, w skupieniu marszcząc brwi. - I oczywiście będę co miesiąc płacić alimenty.
- Nie chodzi o pieniądze.
- Wiem. Ale to nie zmienia faktu, że płacić powinnam. I chciałabym zabrać Oliwkę na ferie, oczywiście jeśli nie będziesz mieć nic przeciwko.
- Coś ty, Oliwia będzie wniebowzięta, polubiła cię.
Karina uśmiechnęła się ciepło do swoich wspomnień. Dzień, choć trudny, był wspaniały. Już dawno powinna była tutaj przyjechać.
Gdy wychodzili, Michael dał im trochę czasu, aby porozmawiali tylko we dwójkę, za co Szymańska była wdzięczna chłopakowi. Czasami myślała, że Michi umie czytać w jej myślach.
- Chcę ci podziękować. - Karina zatrzymała się na schodach przed domem i nieśmiało spojrzała na Daniela. Wstyd palił ją w twarz. - Za to, że nie zrezygnowałeś i mnie odnalazłeś.
- Za to, że zrobiłem ci huragan w życiu? - Blondyn zaśmiał się cicho, bez śladu urazy w głosie. Już jej wybaczył, dla niego nie liczyła się przeszłość, dla niego najważniejsza była córka i jej szczęście. A teraz jego ukochana Oliwka wreszcie miała obojga rodziców.
- Tak, za to też. Może tego właśnie było mi potrzeba?
- Nie wiem, czy Michael jest tego samego zdania...
- Niepotrzebnie nie powiedziałam mu całej prawdy o sobie. - Karina westchnęła głęboko, przenosząc wzrok na opartego o samochód Michaela. Skoczek trzymał przy uchu telefon i ewidentnie z kimś rozmawiał, ale gdy tylko podchwycił wzrok dziewczyny, uśmiechnął się do niej promiennie. - Bałam się, że nie zrozumie, dość mylnie zresztą. Gdyby nie on, nie dałabym rady.
- To dobry facet. Pasujecie do siebie. - Przyznał Daniel. - Nie będę musiał się bać, gdy przyślę wam Oliwkę. Chyba, że Michael nie lubi dzieci...?
- No coś ty, uwielbia je.
- Kochasz go, co? - Daniel uśmiechnął się do Kariny i Kari, widząc ten uśmiech, poczuła się jakby przeniosła się w czasie do swojej młodości, gdy wszystko między nimi było jeszcze takie proste i nieskomplikowane.
- Do szaleństwa.
- To widać.
*****
- Miły chłopak. I jaki przystojny. Gdybym była o jakieś dwadzieścia lat młodsza, sama bym się nim zainteresowała.
- Mamo! - Karina z udawanym oburzeniem spojrzała na swoją rodzicielkę.
Pani Szymańska była bez reszty oczarowana (miejmy nadzieję) przyszłym zięciem i teraz, gdy razem z córką kroiła szarlotkę i przyrządzała kawę, nie potrafiła przestać o nim mówić.
Kari cieszyła się, że chociaż jeden jej rodzic popierał jej związek z Michaelem i że w ogóle cieszył się z ich przyjazdu; ojciec nadal pozostawał zdystansowany i nie odmawiał sobie przyjemności zarzucania córki ripostami i aluzjami. Na jakiś sposób ranił ją, ale Szymańska szybko nauczyła się uodporniać na jego jad.
- No co? Jest na czym oko zawiesić. - Helena zaśmiała się, odkładając na bok nóż.
- Bo zrobię się zazdrosna.
- Powinnaś, oj powinnaś. Pewnie nie może odpędzić się od panien. Kochanie - pani Szymańska z czułością spojrzała na córkę - nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że tutaj jesteś i że masz tak cudownego chłopaka. Czekałam na tą chwilę od trzech lat.
Karina przytuliła się do matki, zachłannie wzdychając jej zapach. Pachniała wrzosem, jej całym dzieciństwem.
- Tęskniłam za wami.
- My za tobą też, wbrew pozorom nawet ojciec, ale jest za bardzo dumny, by się do tego przyznać. A skoro o ojcu mowa... Lepiej chodźmy już, zanim zabije mi idealnego zięcia.
Ruda zaśmiała się, całując policzek mamy.
Wszystko wreszcie się układało!
*****
Michael był skrępowany obecnością Tadeusza Szymańskiego.
Właściwie, jego wzrok odrobinę go przerażał. Ale widział, że przede wszystkim przemawiała przez niego troska o córkę. Bo, pod pancerzem wykutym w ironii i złości, kryło się kochające serce ojca; Tadeusz nigdy nie mógłby znienawidzić córki, po prostu nie istniała taka opcja.
- Ostatnio posypała się wam drużyna, co? - Tadeusz nie odrywał od blondyna surowego spojrzenia.
- Zwykły kryzys.
Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
- Pointner nie daje już rady, coraz częściej musi sięgać po ciosy poniżej pasa. Zresztą wy też nie błyszczycie jakoś specjalnie, Schlierenzauer zaczął skakać jak ostatnia niedołęga, Fettner to chyba rozpił się na dobre, jedynie ty od czasu do czasu zaszalejesz i jakieś podium zdobędziesz. Koniec potęgi Austrii.
Michael chciał zaprotestować, gdy "teściu" niezbyt pochlebnie wyraził się o jego kumplach, ale nagła i niespodziewana pochwała dla jego osoby zbiła go z pantałyku. Wiedział, że na cieplejszy komplement z ust Tadeusza liczyć nie mógł, więc ucieszyła go i taka szorstka pochwała.
- Ale za to Polska... To dopiero moc! Nie myślałem, że po Małyszu doczekam się jakiejkolwiek gwiazdy, a tu proszę, jak grzyby po deszczu, jak grzyby!
- Tak, trzeba przyznać, że Polska przysporzyła trenerowi zmartwień.
- No nie? - Ucieszył się pan Szymański. - Chłopcy skaczą nam jak natchnieni. Nawet Stefcio Hula się obudził i zaczął wygrywać konkursy. Ten jego rekord w Planicy... No ideał!
- O czym rozmawiacie? - Do salonu weszła mama Kariny i Karina.
Ruda usiadła obok Michaela i ze zdziwieniem wpatrywała się w roześmianą twarz ojca.
- Co żeś mu zrobił? - Szepnęła do niego konspiracyjnym tonem.
- Nic. - Odparł Hayböck. - Ale raczej nie poznajmy go z Gregorem, bo przez niego Schlieri w kompleksy wpadnie.
- Wreszcie sobie Karina chłopa odpowiedniego znalazła. Szkoda tylko, że to Austriak, ale od biedy i Austriak będzie. - Oznajmił głośno pan Szymański, szokując tym wyznaniem pozostałych.
- No proszę. - Karina uśmiechnęła się łagodnie. - Nie tylko serce mojej mamy zdobyłeś.
*****
ojej, ojej, słodko to porzygu, ale święta i w TCS będzie Michi i tyleee miłości♥
a Wam, kochane moje, chciałabym życzyć ciepłych, rodzinnych świąt, dużo spokoju w serduszkach i uśmiechów na twarzyczkach. By nasi chłopcy nadal tak dobrze latali, by zdominowali cały ten sezon. Bo zasługują na to i oni i Wy :D
Wesołych! ;*